Czwartkowe poranne słońce wpadało do kuchni gdzieś pomiędzy gorący kubek z kawą, a wspomnienie ciepłego łóżka. Stefan flegmatycznie przeżuwał kęs jajecznicy z głową zawieszoną nad tabletem. Czuł się jak leniwiec wiszący na drzewie, któremu wszystko zwisa. Tyle tylko, że on był jedynym na świecie niewyspanym leniwcem. Powoli przesuwał palec po ekranie. Zajrzał do aplikacji Flipboard, w której czekały na niego nowiny ze wszystkich źródeł, które zwykle go interesowały, w tym z mediów społecznościowych. Okazało się, że jedynie w jego kuchni wszystko ciągnęło się jak przeżuta guma do żucia, podczas gdy świat przez całą noc zdążył nadmuchać już spory balon wydarzeń, który w każdej chwili mógł pęknąć na niego z ekranu. Między ziewnięciem, a łykiem kawy przełączył się do innej aplikacji – Quartz. Na ekranie pojawił się komunikator – Stefana powitał jego prywatny wirtualny dostawca treści – słowem: bot – który niczym stary, poczciwy Spinacz z microsoftowego Worda, przyjaźnie zagadał i na “dzień dobry” rzucił kilka wybranych zajawek wiadomości, przeplatanych ciekawostkami ze świata oraz memami. Stefan lubił tego gościa. Nawet mimo tego, że nie istniał – prawie jak jakiś wymyślony przyjaciel z dzieciństwa. Stefan przeczytał kilka newsów, aż dotarł do informacji o tym, że bieganie jest coraz bardziej popularne i – jako, że sam zamierzał zacząć – poprosił swojego “kolegę” o napisanie czegoś więcej na ten temat, zanim wyszedł do pracy.